niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział VII


Ze snu wybudziły mnie mnie promienie słoneczne, które natarczywie wdzierały się do pomieszczenia drażniąc moje czułe tęczówki.  Uniosłam się na łokciach mrużąc powieki. Kiedy w końcu usadowiłam się w odpowiedniej pozycji sprawiając, że promienie słoneczne nie raziły moich oczu ogarnęłam wzrokiem małe pomieszczenie, w którym się znajdowałam.
Duże okno zajmujące całą ścianę równoległą do  ściany, przy której stało łóżko, było przysłonięte białą przezroczystą firanką. Zarówno po lewej, jak i prawej stronie zwisały ciemne, bordowe zasłony współgrające kolorem z drewnianą szafą o ciemnej barwie ustawionej z mojej lewej strony zaledwie kilka metrów od łóżka, na którym leżałam. Dwie małe komody w podobnym, starym stylu, co szafa i o tej samej barwie były ustawione po dwóch stronach lóżka, a na jednej z nich znajdował się niewielki, srebrny budzik wskazujący teraz godzinę 8:05. Ściany zdobiła jasna farba o barwie kości słoniowej.
Zamrugałam kilkakrotnie przecierając zaspane powieki. Pokój, w którym się znajdowałam ani trochę nie przypominał żadnego z pomieszczeń, które mogłyby znajdować się w moim rodzinnym domu. Pogładziłam dłonią białą poszewkę, wdychając do nozdrzy woń słodkiej wanilii. Zamknęłam oczy odchylając głowę do tyłu, tym samym pozwalając długim, ciemnym lokom opaść na poduszkę. W mojej głowie przewinął się plik obrazów, jakby ktoś puszczał klatka po klatce urywki nieskończonego filmu, na dodatek odtworzonego w nieodpowiedniej kolejności, przez co z nikłych, słabych obrazów nie mogłam wyczytać żadnego sensu. Jednak pamiętałam te wszystkie zdarzenia, pomieszczenia, przedmioty i twarze… w szczególności jedną, tak głęboko wcisnęła się w zakamarki mojej pamięci, że nie sposób było ją stamtąd wyrzucić.
Otworzyłam oczy, teraz już wiedziałam gdzie jestem, a smród dymu papierosowego, który rozpylił po pokoju wiosenny chłodny wiatr utwierdził mnie w przekonaniu, że miejsce, w którym się znajduję w żadnym wypadku nie jest moim domem.
Spuściłam nogi z łóżka stawiając stopy na chłodnej podłodze. Przeczesałam dłonią włosy zmierzając w stronę drzwi. Usiłowałam sobie przypomnieć, jak dotarłam do owego pomieszczenia, jednak żadne ze wspomnień nie dawało odpowiedzi na zadane pytanie. Westchnęłam z rezygnacją udając się na dół, po skrzypiących drewnianych schodach. Wczorajszego dnia skradałam się po nich cicho jak mysz chcąc stąd uciec. Mimowolnie uśmiechnęłam się na myśl o tym zdarzeniu.
Kiedy dotarłam na dół ruszyłam w stronę drzwi balkonowych. Popchnęłam je delikatnie widząc średniego wzrostu bruneta o imponującej budowie opartego o barierkę. Odwrócił się w moją stronę na dźwięk otwieranych drzwi, uraczył mnie krótkim spojrzeniem, nie wypowiadając, choć słowa, po czym wrócił do dawnej pozycji.
Stanęłam obok niego opierając ręce na chłodnej, metalowej barierce. Obserwowałam go przez chwilę patrząc, jak wkłada do ust fajkę, zaciąga się nią, po czym wypuszcza z ust papierosowy dym.  Zaraz potem strzepnął popiół z papierosa i wbił wzrok w niewidoczny punk przed sobą. Staliśmy w ciszy przez kilkanaście dobrych minut.  Przez tę chwilę zastanawiałam się, o czym myśli: o mnie, o rodzinie, o tym, co się wydarzyło? A może o tym, co ma się wydarzyć? Odchrząknęłam cicho na spuszczając z niego wzrok, aby po chwili ponownie posłać mu przelotne spojrzenie. Drgnął jedynie po to, żeby ponownie włożyć do usta papierosa i znowu się nim zaciągnąć. Nie spojrzał na mnie, nadal gapił się na ten sam, nudny punkt gdzieś w dali.
Czułam irytacje pomieszaną ze strachem, który przyśpieszał bicie mojego serca walącego teraz w mojej klatce piersiowej tak, jakby dusiło się z braku wolnej przestrzeni.
Przełknęłam głośno ślinę, otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, jednak fala negatywnych emocji szybko mi je zasznurowała.
Odwróciłam się twarzą do barierki, oparłam o nią ręce i pochyliłam głowę pozwalając włosom zasłonić moją twarz.  Wzięłam kilka głębokich wdechów, poczułam, jakby wnętrzności podeszły mi do gardła.  Brałam coraz głębsze wdechy, jakby brakowało mi powietrza. 
Zza kurtyny długich włosów, zauważyłam, że chłopak odwrócił głową w moją stronę i obserwuje, co się ze mną dzieje.
Zacisnęłam mocno powieki. Burza emocji szalała w mojej głowie jak nigdy dotąd. Nie umiałam jej zatrzymać.  Dopiero teraz zaczęły docierać do mnie, w jakiej sytuacji się znalazłam.
- Czego ode mnie chcesz? – wychrypiałam drżącym głosem.  Nie odważyłam się na niego spojrzeć.
Czekałam dobrą chwilę na odpowiedz, jednak żadne słowo nie padło z jego ust.
Wznowiłam pytanie, jednak powtórzyłam je głośno i stanowczo starając się opanować drżenie swojego głosu.
Uniosłam głowę, aby wbić w chłopaka swój wzrok.
- Niczego – powiedział z zaciśniętą szczęką. Dłonie mu drżały.
- W takim razie wypuść mnie – wyszeptałam odwracając się w jego stronę. Ręce miałam spuszczone wzdłuż ciała, a głowę uniesioną ku górze.
Brunet odwrócił się do tyłu, nasze spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy, zaraz potem zniknął mi z pola widzenia bez słowa wchodząc do domu.
Zagryzłam mocno swoją dolną wargę próbując tym powstrzymać potok łez, które teraz zewsząd cisnęły mi się do oczu. Ogarnęłam wzrokiem cały ten piękny krajobraz rozprzestrzeniający się przed niewielkim domem.  Choć było to praktycznie najzwyczajniejsze odludzie było w nim coś urzekającego. Choćby niewielki staw, w którym teraz mogłam dostrzec kilka kaczek.
Domek letniskowy, z którego nie znałam teraz wyjścia okalały wysokie trawy, gdzieniegdzie dostrzegłam nieliczne drzewa. Nawet, gdybym potrafiła się stąd wydostać nie wiedziałabym gdzie uciec.
Z sekundy na sekundę brałam coraz płytsze wdechy, dusiłam się własnymi łzami, nie mogłam ich powstrzymać.
Cofnęłam się kilka kroków w tył, aby dotrzeć do ściany i opierając się o nią plecami powoli osunąć się na chłodną posadzkę.  Podkuliłam nogi pod samą brodę opierając ją na swoich kolanach i wybuchłam gorzkim, niepohamowanym płaczem ubolewając nad swoim losem.
Po kilkunastu minutach udało mi się doprowadzić do, w miarę znośnego stanu, przynajmniej na tyle znośnego, że zdołałam dowlec się do „swojego” pokoju. Po drodze minęłam ciemnookiego szukającego czegoś w jednej z kuchennych szafek. Nie zwrócił na mnie uwagi, jakby w ogóle mnie nie widział, nie odezwał się do mnie słowem. Przyjęłam to spokojnie i ruszyłam schodami w górę.
Zamknęłam za sobą drzwi opierając się o nie plecami. Zmrużyłam powieki po omacku szukając zamka w drzwiach. Nie udało mi się go znaleźć, więc dałam sobie spokój i runęłam na łóżko.
Czułam się wypompowana ze wszelkiej energii przez falę wykańczających emocji, którą udało mi się, choć na chwilę odeprzeć poprzez sen, który przyszedł zanim zdążyłam ułożyć głowę na miękkiej poduszce.

~~**~~

Zaraz, gdy dziewczyna zniknęła za drewnianymi drzwiami zamykając je za sobą z hukiem dałem sobie spokój z szukaniem tej cholernej puszki coli, za którą jeszcze sekundę temu tak zaciekle wertowałem wszystkie szafki, starając się odwrócić uwagę od drobnej, zdruzgotanej brunetki przechodzącej przez pokój. 
Westchnąłem głośno opierając się plecami o drewnianą, dolną szafkę, a konkretniej o jej drzwiczki. Miałem nadzieję, że zniosą one ciężar mojego ciała, podczas, gdy napieram na nie swoimi plecami. Westchnąłem głośno odchylając głowę do tyłu. Zapomniałem, co znajduje się za mną i z rozmachem uderzyłem w grube drewno. Zakląłem głośno masując bolące miejsce i wstałem z podłogi, aby zająć miejsce przy stole. Odsunąłem niskie krzesło rysując jego nogami nowe panele.  
Nie mogłem pojąć jak można być takim durniem.
Najpierw ją porwałem, potem ją raniłem, a teraz panicznie obawiałem się, że sama zrobi sobie krzywdę, przeze mnie…
Destiny zaczynała zadawać pytania, na które sam zupełnie nie znałem odpowiedzi. Zabrałem ją stamtąd mając nadzieję, że to dobre rozwiązanie, jednak teraz nie wiedziałem, co robić.
Nie mogłem jej tu trzymać, nie wiedziałem w tym żadnego sensu, jednak nie mogłem jej od tak, po postu odstawić do domu, oczywiste było, że w końcu zacznie mówić prawdę, pójdzie z tym na policję, zamkną mnie… Skarciłem się w myśli. Przecież prędzej, czy później i tak trafię za kratki, konsekwencje mojej głupoty były nieuniknione, nie dało się tego przeskoczyć.
Na samą myśl o latach spędzonych za kratami poczułem nieprzyjemne uczucie. Najdziwniejsze było to, że wcale nie czułem strachu spowodowanego faktem, że przez następne lata metalowe kraty będą moim jedynym przyjacielem, zawirowałem raczej na myśl, że wraz z pójściem do więzienia stracę ją… na zawsze.
Było w niej coś magnetyzującego, coś, co przyciągało. Jej kruchość i delikatność dające omylne wrażenie słabej, drobnej nastolatki, która w rzeczywistości gdzieś w środku była silną dziewczyną.  Zagubioną, przestraszoną, ale zdolną do dalszego funkcjonowania.
Zmierzwiłem dłonią swoje włosy błądząc we własnych myślach. Może byłem pieprzonym psycholem, może właśnie stąd moje uczucia.
Nieunikniona prawda, z którą starałem się pogodzić była taka, że nie chciałem, aby ktoś ją skrzywdził, choć sam byłem osobą, która zraniła ją w jeden z najboleśniejszych sposobów.  Panicznie obawiałem się tego, że ludzie ze środowiska zewnętrznego wyrządzą jej drobną krzywdę, a ona runie niczym anioł z podciętymi skrzydłami. Chciałem ją chronić, przed rodziną, przyjaciółmi, przed bandą nieokrzesanych kumpli, którzy nakłonili mnie do tylu głupstw… pragnąłem ją ochronić przed ludźmi i bólem, który zadają.
Właśnie ta myśl stała się moim priorytetem. 
Stanąłem na równe nogi i ruszyłem na górę.  Delikatnie uchyliłem drzwi, do pokoju, w którym znajdowała się szatynka.
Kąciki moich ust delikatnie uniosły się ku górze, gdy zobaczyłem jej drobną postać słodko drzemiącą na łóżku w dość zabawnej pozycji.
Wyglądała, na zupełnie wykończoną, choć wstała zaledwie kilaka godzin temu.
Przyglądałem jej się przez dobre kilka minut bezkarnie napawając się tym uroczym widokiem dopóki dziewczyna nie otworzyła swoich zaspanych oczu momentalnie zwracając ku mnie czekoladowe tęczówki.
Wyglądała, jak kocica gotowa do ucieczki. Ostudziłem jej strach uśmiechając się przyjaźnie. Pomimo licznych zapewnień, że więcej jej nie skrzywdzę ciemnooka wciąż się mnie obawiała.
Usiadłem na skraju łóżka, kiedy dziewczyna zmieniła swoją pozycję na siedzącą.
Znajdowałem się kilka metrów od niej, chcąc dać jej nieco więcej przestrzeni.
- Daj mi dwa tygodnie – powiedziałem spokojnie patrząc w jej czekoladowe tęczówki – Za czternaście dni wrócisz do domu – dokończyłem czekając na jej reakcję. 

~~**~~

Z góry przepraszam za wszelkie błędy. 
Nie przedłużając, niecierpliwie czekam na wasze opinie ;)

6 komentarzy:

  1. Po kolei spróbuję to ładnie streścić.Strasznie mi się podoba porównanie myśli do filmu.Wykreowana przez Ciebie postać Zayn jest chyba najbardziej intrygującą jaką znam. Opisy sa takie..takie no nie wiem jak to określić. I jak znam dużo opowiadań,których dalszy ciąg da się przewidzieć po pierwszym rozdziale (sama takie pisałam), tak u Ciebie nawet gdybym próbowała się domyślać nic z tego by nie wyszło.I to mnie właśnie przyciąga tu za każdym razem.Jestem Twoją fanką.Może to dziwne co teraz napiszę,ale niech on jej nie wypuszcza. Mam tak mieszane uczucia.Twoje opowiadanie to jedno z tych,które wywołują u mnie wiele emocji.Po prostu cudownie.Mam bardzo ważne pytanie-dlatego ten rozdział jest taki krótki? ;)

    xxxx Zuza.

    OdpowiedzUsuń
  2. słownictwo, jakim operujesz starsznie mnie wciaga. czytałabym i czytała bez przerwy twoje rozdziały. uwielbiam tą historie. nigdy nie spodziewałabym sie, że opowiadanie pójdzie takim tropem. czekam na dalsze losy Destiny i Zayna. {without-word}

    OdpowiedzUsuń
  3. wiesz, że chyba normalnie braknie mi słów by opisać moje uczucia wobec tego rozdziału? nie wiem co powiedzieć, bo wiem, że każde słowo będzie za małe na opisanie moich uczuć.. przepraszam jeśli z tego rozdziału wyjdzie główno, ale po pierwsze nie umiem pisać komentarzy a po drugie totalnie się rozkleiłam. on chyba się w niej zakochał i o ile dobrze myślę, zakochał się w niej jeszcze nadługo przed tym jak zrobił to coś ochydnego..
    CZEKAM NA NN ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest cudowne! Dawno niczego nowego od Ciebie nie czytałam i bardzo mi tego brakowało. ROZDZIAŁ JEST NIESAMOWITY i kocham tą końcówkę <3 z niecierpliwością czekam na nowy :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Aj, jak mi tego brakowało <3 I co, Zayn myśli, że w ciągu tych 2 tygodni Destiny go pokocha, czy co? No, to zobaczymy. Strasznie mi się podoba ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, siedzę nad tym oknem i jakoś dziś mi wszystkie motywacje do pisania takich rzeczy odleciały w siną dal. To chłopcy mi wyprali mózg tym dvd, teraz nie umiem trzeźwo myśleć, wiem.
    No, ale postaram się coś sensownego wyskrobać.
    Nie będę się rozwodzić nad tym, jak mi się rozdział podoba, bo robiłam to już tak wiele razy, a to przecież jest oczywiste. Osobiście jestem bardzo ciekawa co takiego zamierza Zayn zrobić w ciągu tych czternastu dni.. Chyba, że poszedł na żywioł i palnął ten termin od czapy, czym bym się wcale nie zdziwiła, a teraz będzie myślał co takiego narobił. No nic, pisz szybko następny, bo chcę wiedzieć co tam między nimi będzie. Bo musi coś być, prawda? No.
    To ja czekam, a Ty się pośpiesz, okay? No to fajnie.
    Pozdrawiam! x
    [likethewind; give-me-the-chance; illusory-hopes]

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję ślicznie za pozostawienie skrawka swojej obecności ;)