sobota, 5 maja 2012

Rozdział VI

Mocno zacisnąłem palce na nadgarstkach ciemnowłosej siłą zaciągając ją w stronę łazienki. Nie zważałem na jej krzyki i lament, nawet ledwo odczułam, że wyrywała swoje ręce z mojego żelaznego uścisku szarpiąc się na wszystkie strony.  Byłem wściekły, czułem jak serce szybko bije w mojej klatce piersiowej, a ciało ogarnia fala gorącego potu.  Poziom adrenaliny wzrastał, czułem to, dlatego też chciałem jak najszybciej zostać sam, aby przypadkiem nie dopuścić do wybuchu furii, który najpewniej wyładowałbym na brunetce.  W pewnych sytuacjach nie potrafiłem nad sobą panować, stawałem się zupełnie innym człowiekiem, byłem zdolny do wszystkiego.
Przycisnąłem dziewczynę do ściany, zatykając jej usta dłonią, aby przestała wrzeszczeć.
- Zamknij się, nikt ci tutaj nie pomoże – warknąłem rozwścieczony, mając nadzieję, że wokół domku nie kręcą się żadni ludzie, którzy mogliby usłyszeć nawoływanie o pomoc.
Wciąż trzymając dłoń na ustach dziewczyny wepchnąłem ją do środka małego pomieszczenia, bez okien, które zwykłem nazywać łazienką.  Brunetka upadła na kolana podpierając się dłońmi o podłogę. Spuściła głowę zakrywając twarz włosami cicho dysząc. Ja również miałem przyśpieszony oddech.  Kilka minut szarpaniny z na pozór kruchą i drobną nastolatką naprawdę mnie zmęczyły. 
Opuściłem pomieszczenie zamykając je na klucz, który wepchnąłem w kieszeń jeansów.  Oparłem się o drzwi łazienki, spuściłem głowę i wziąłem głęboki wdech.  Zrobiłem krok do przodu mając nadzieję, że dziewczyna dała sobie spokój, jednak wtedy usłyszałem głośne walenie w drzwi.
- Wypuść mnie! – wrzasnęła uderzając pięścią w drewno.
- Zrobię to, kiedy się uspokoisz – powiedziałem spokojnie kierując się w stronę kuchni.
Usiadłem na krześle opierając łokcie na stole i przez kilka minut wpatrywałem się w kubek z ciepłą herbatą, którą zdążyłem sobie zrobić.  Zastanawiałem się, co mnie tak rozwścieczyło, przecież wiedziałem, że dziewczyna w końcu spróbuje ucieczki. Wziąłem w dłoń naczynie unosząc je na wysokość swoich ust, aby upić łyk napoju, po czym odłożyłem go na swoje miejsce. Może po prostu bałem się, że jeśli ona ucieknie to wszystko się skończy.
Z zamyślenia wyrwał mnie głośny huk tłuczonego szkła dobiegający z pomieszczenia, w którym znajdowała się ciemnooka.  Ruszyłem biegiem w jego stronę
Nie mogłem trafić kluczem do dziurki, bo z nerwów za bardzo trzęsła mi się dłoń. Nie miałem pojęcia, co dzieje się za drzwiami, dlatego  przeklinałem się w myślach, zupełnie tracąc cierpliwość. W końcu udało mi się otworzyć drzwi do pomieszczenia. Wparowałem tam jak oszalały wzrokiem poszukując ciemnowłosej. Moje oczy napotkały jej drobną sylwetkę koło umywalki.  Jej nagie stopy stały w drobinkach rozbitego lustra, które teraz było zaplamione jej krwią. Uniosłem wzrok spoglądając na dziewczynę i robiąc krok do przodu.
- Nie podchodź! – wrzasnęła
Zmrużyłem oczy, bo przez chwilę oślepiło mnie światło odbijające się w przedmiocie, które dziewczyna mocno ściskała w ręku. Dopiero teraz zorientowałem się, że zaledwie milimetr od jej skóry znajduje się ostrze jednego z odłamków rozbitego wcześniej lustra.  Spostrzegłem, że ciemnooka powoli wbija je w swoją skórę robiąc małe kroki w tył.
- Spokojnie Destiny – powiedziałem miękko unosząc ręce, dając jej do zrozumienia, że nie mam zamiaru robić najmniejszego ruchu.
Po policzkach małoletniej powoli zaczęły spływać gorzkie łzy.
- Nie podchodź! – wrzasnęła jeszcze raz mocniej zatapiając odłamek w swojej skórze - Zrobię to, słyszysz? Zrobię to! – dodała głośno.
Wiedziałem, że kłamie, bo kiedy to mówiła głos jej się załamał. 
Pokiwałem przecząco głową.
- Nie zrobisz tego, Destiny, nie chcesz umrzeć, oboje to wiemy – odparłem spokojnie.
Po chwili małymi krokami zbliżyłem się do brunetki i powoli wysunąłem z jej dłoni ostry przedmiot, który upadł na kafelki rozbryzgując się na milion kawałeczków.
Ciemnowłosa momentalnie odskoczyła w tył, jeszcze bardziej raniąc sobie przy tym stopy.  Zobaczyłem na jej twarzy grymas bólu, który przemknął przez nią równie szybko, co błyskawica przecinająca niebo. Mimo to ani na sekundę nie spuściła ze mnie swojego pełnego nieufności wzroku, tak jakby bała się, że zaraz znowu zrobię jej krzywdę. Jednak ja wcale nie miałem takiego zamiaru.
- Spokojnie Des, już dobrze, nie bój się, ja naprawdę nie mam zamiaru cię ranić – powiedziałam miękko i spokojnie, powoli wyciągając ku niej swoją dłoń.
Trzymałem ją przez kilka sekund w powietrzu, podczas, gdy ciemnowłosa spoglądała raz na mnie, raz na moją dłoń zastanawiając się, co ma robić.
Zauważyłem, że delikatnie drżą jej ramiona. Zmarszczyłem brwi rozważając czy jest to spowodowane chłodem, czy raczej strachem. 
W końcu dziewczyna wyciągnęła ku mnie swoją drobną drżącą dłoń, którą delikatnie zacisnąłem w swojej.  Poczekałem, aż się do mnie zbliży, aby uraczyć ją pocieszającym uśmiechem.  Wolną dłonią potarłem jedno z jej kościstych ramion.
Siedziałam przy kuchennym stole w lewej dłoni ściskając kubek z ciepłą herbatą, którą co jakiś czas popijałam.  Swoją prawą rękę wyciągnęłam przed siebie pozwalając chłopakowi, aby opatrzył ranę, wyrządzoną przez odłamek lustra.  Zmarszczyłam nieznacznie nos czując jak chłopak przykłada do niej wacik z wodą utlenioną. Syknęłam cicho, czując, że mocno dociska go do rany, na co on mruknął niemal niesłyszalne „przepraszam”.
Po chwili skupiłam całą swoją uwagę, na cieczy ogrzewającej teraz moją dłoń. Miałam nadzieję, że dzięki temu udami mi się jakoś zignorować to cholerne pieczenie, które zdążyło rozprzestrzenić się teraz od nadgarstka aż do łokcia.
Delikatnie poruszałam kubkiem wpatrując się w kołyszącą się w środku herbatę, jednak po dłuższej chwili owe obserwacje zupełnie mnie znudziły. Westchnęłam cicho unosząc głowę, aby swoje spojrzenie zatracić w porażającej bieli sufitu.
- Gotowe – szepnął ciemnooki puszczając moją rękę.
Spojrzałam na zabandażowany nadgarstek i uśmiechnęłam się do bruneta z wdzięcznością, na co odpłacił mi się swoim czekoladowym spojrzeniem, w którym wyczytałam troskę. Trochę zbiło mnie to z tropu, jednak po chwili wyprostowałam się jak struna, nie dając po sobie poznać zdziwienia.
W chłopaku było coś tajemniczego i na samą myśl, że nigdy nie będzie mi dane odkryć ani samej tajemnicy, ani jej podłoża poczułam ukłucie w sercu. Nagle poczułam silną potrzebę poznania swojego porywacza, a zarazem wybawcy. Na usta cisnęła mi się masa pytań, które panicznie bałam się zadać.
Poczułam chód wieczornego wiatru, który wdarł się przez otwarte okno rozwiewając moje i tak potargane już włosy. Zadrżałam z zimna unosząc swoje ramiona. Zaraz potem poczułam na nich ciepły materiał otulający moją miękką skórę. Uniosłam wzrok, aby spojrzeć na bruneta i wyszeptać bezgłośne „dziękuję”. Owinęłam się szczelnie materiałem czekając, aż chłopak zamknie okno i znowu do mnie wróci.Kiedy w końcu usiadł naprzeciwko wbijając w moją osobę swoje czekoladowe tęczówki uniosłam wzrok, aby na niego spojrzeć.
- Nawet nie wiem jak masz na imię – szepnęłam 
- Zayn – usłyszałam w odpowiedzi.

~~**~~

Przepraszam za mój głupi pomysł, spisany pod poprzednim rozdziałem. 
Nigdzie się nie wybieram, zostaję tutaj i piszę dalej, obiecuję więcej nie wpadać na takie durne pomysły.
Aaaa i dziękuję serdecznie moim stałym czytelniczką, za to,że mają ochotę czytać moje wypociny ;)
Wielgachne MUCHLOVE dla was wszystkich ;)
Dla zainteresowanych :
Zmieniłam postać głównej bohaterki,  Selena jakoś nie widzi mi się w roli porwanej, jeśli jesteście ciekawi jak wygląda nowa Destiny zapraszam do zakładki"Bohaterowie".
Pozdrawiam xx