sobota, 14 kwietnia 2012

Rozdział V

Pierwszy raz odkąd ciemnowłosa spotkała się ze mną twarzą w twarz było mi dane spokojnie zasnąć. Ostatnimi czasy zapomniałem, jak to jest być wyspanym. Tej nocy ani razu nie zostałem brutalnie wyrwany ze snu przez nocne koszmary, nie śniła mi się jej piękna twarz wykrzywiona z bólu, ani ciemne tęczówki, z których chwilami dało się wyczytać więcej goryczy, żalu i smutku niż z krwawiących dłoni.  Rano czułem się…wolny. Ciężki kamień, który ugrzązł gdzieś w okolicy serca zniknął, jednak wyrzuty sumienia nadal pozostały i wiedziałem, że zostaną już na zawsze. Miałam świadomość, iż będę musiał zmagać się z nimi do ostatniego tchu.
Odsunąłem kołdrę na bok, po czym usiadłem na łóżku. Przez chwilę wbiłem wzrok w drewnianą szafkę stojącą obok łóżka zastanawiając się, co zrobić dalej, jak się zachować.  Zmierzwiłem swoje ciemne włosy ciężko wzdychając. Przyniosłem dziewczynę do letniego domku rodziców wiedząc, że tutaj nie znajdą nas ani moi znajomi, ani rodzice, który i tak opuścili miasto. Tutaj byliśmy bezpieczni, przynajmniej taką mam nadzieję. Wstałem z łóżka i ruszyłem stronę łazienki. 
  Odkręciłem wodę i przemyłem twarz zimną wodą. Uniosłem głowę, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Włosy na czubku mojej głowy jak każdego ranka pozostały w nieładzie stercząc w każdą stronę, ciemne tęczówki pusto wpatrywały się w lustro, pełne usta pozostawały bez zmian, cera nadal była cerą mulata o ciemny odcieniu. Oparłem dłonie o blat, spuściłem głowę biorąc głęboki wdech.  Ta ładna oprawa otaczała wszelkie zło, które gdzieś we mnie siedziało, już od dnia moich narodzin.  Byłem potworem, normalny człowiek nie krzywdziłby niewinnej osoby, nie doprowadziłby jej do stanu, w jakim znalazła się ciemnowłosa. 
Ponownie uniosłem wzrok, aby spojrzeć w swoje odbicie. Nienawidziłem siebie za to, kim się stałem. Trzeba osiągnąć szczyt głupoty, żeby uciec się do tego, co a sam uczyniłem, a przecież teraz mogłem robić zupełnie, co innego, mogłem siedzieć a barze obejmując swoim ramieniem drobną blondynkę urzekającą mnie swoim cudownym uśmiechem, mogłem wyjechać na studia, prowadzić normalne życie, imprezować, poznać nowych ludzi, dlaczego wybrałem tą złą drogę? W którym momencie podjąłem złą decyzję doprowadzając do takiej sytuacji? Westchnąłem opuszając pomieszczenie i kierując się w stronę kuchni, było już za późno na wyrzuty sumienia…
Przygotowałem dla dziewczyny śniadanie składające się z kilku kanapek i ciepłego kubka herbaty.
Stanąłem przed drzwiami do pomieszczenia, w którym znajdowała się ciemnooka. Po chwili wahania nacisnąłem na klamkę i otworzyłem drzwi do pokoju. Moim oczom ukazała się drobna postać dziewczyny oświetlona promieniami słonecznymi, które wpadały przez odsłonięte zasłony.
Momentalnie moje oczy zwróciły się ku drzwiom wejściowym, w których stał nieznajomy. Spoglądałam na niego niepewnie spod wachlarza długich rzęs. Mężczyzna zrobił niepewny krok do przodu kierując się, w stronę stolika nocnego stojącego z mojej prawej strony. Położył na nim talerz z jedzeniem oraz kubek z herbatą, patrzył na mnie prze chwilę.  W pewnym momencie otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko z tego zrezygnował i opuścił pokój zostawiając mnie samą.
    Spojrzałam na talerz stojący na stoliku. Przez kilka minut wpatrywałam się w niego, próbując przemówić sobie do rozsądku i przekonać samą siebie, że jedzie nie powinno trafić do mojego przełyku. Spojrzałam na swój brzuch, słysząc, że po raz kolejny doprasza się o pożywienie informując, że nie chce już dłużej czekać. W końcu spasowałam, takim sposobem już po kilku minutach oba naczynia były puste.

~~**~~
Stałam przy oknie od kilku minut wpatrując się w gniazdo ptaków na pobliskim drzewie.  Kiedy byłam mała widok matki karmiącej swoje pisklaki zawsze przyprawiał mnie o wymioty, jednak tym razem owa scena zdawała mi się być niezwykle urocza. Uśmiechnęłam się do swoich myśli, przypominając sobie chwile spędzone z matką, jej uśmiech, miłe słowa, specyficzny zapach ubrań, który czułam za każdym razem, gdy tuliła mnie do swojej piersi. Poczułam samotną łzę spływającą po moim policzku. Tęskniłam za nią, tak strasznie mi jej brakowało. Mocno zagryzłam dolną wargę, przypominając sobie nasze pożegnanie. Nawet nie uraczyłam jej spojrzeniem, nie przytuliłam, ani nie ucałowałam, po prostu szłam, w stronę samolotu z głową uniesioną ku górze, aby pokazać jej jak bardzo jestem wściekła, za to, co robi. Otarłam swoje mokre policzki rękawem bluzy, którą wczorajszej nocy zostałam okryta przez chłopaka. Choć w Stanach byłam już kilka miesięcy nigdy nie zapytałam matki, dlaczego mnie tutaj wysłała, dlaczego akurat trawiłam pod skrzydła Scootera, który zaopiekował się mną, jakbym była jego córką. Dbał o mnie jak nikt inny, darząc prawie ojcowską miłością, której od małego tak bardzo mi brakowało.  Moja rodzicielka od odejścia ojca, nigdy z nikim się nie związała, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek przyprowadziła do domu jakiegoś mężczyznę, aby mnie z nim zapoznać.  Byłam tylko ja i ona, nikt więcej nie zaburzał porządku naszego życia.
Wstałam z miejsca kładąc się plecami na miękkiej pościeli, tak bardzo chciałabym być teraz wśród swoich bliskich.  Móc ich przytulić, ucałować, czuć ich obecność. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, czy policja zaczęła już moje poszukiwania.  Nie wiedziałam gdzie jestem, dlaczego się tu znalazłam i jak długo tutaj zostanę, jednak miałam nadzieję, że niebawem ktoś mnie stąd uwolni.
    Podskoczyłam gwałtownie otwierając oczy. Sama nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.  Odsunęłam się na skraj łóżka widząc nachylającego się nade mną chłopaka o czekoladowych oczach tym samym przebierając pozycję obroną, jeżąc się niczym wściekła kotka.
- Spokojnie – usłyszałam delikatny głos bruneta, który właśnie stawiam na półce obok, szklaną, niebieską miseczkę, z nieznaną mi zawartością. 
Zmierzyłam chłopaka wzrokiem, prostując się i odgarniając za ucho kosmyki włosów, które opadały mi na twarz.
- Pomyślałem, że jesteś głodna – po raz kolejny usłyszałam jego melodyjny głos.
Brunet spojrzał na mnie zmieszany, po jego twarzy błądził delikatny, blady uśmiech
- Nie jestem zbyt dobrym kucharzem, to tylko zupa w proszku – dodał wzruszając delikatnie ramionami, po czym widząc nieufność malującą się na mojej buzi, wyszedł z pomieszczenia cicho zamykając za sobą drzwi.
Zjadłam ciepły posiłek, byłam głodna jak wilk, więc wcale nie przeszkadzało mi to, że zupa była w proszku i na dodatek smakiem przypominała parę brudnych skarpet. W tym momencie mogłam zjeść wszystko, byleby zaspokoić swój głód. 
Odłożyłam naczynie na stolik, wzrokiem błądząc po pokoju. Usiadłam po turecku krzyżując nogi. Wzrok przeniosłam na drewniane jasno-brązowe drzwi. Przez kilkanaście minut biłam się z myślami. Chciałam opuścić pokój, zobaczyć, co skrywa dom, do którego mnie przyprowadzono i poszukać jakiejkolwiek drogi ucieczki.
Wstałam z miejsca ruszając ku drzwiom, nacisnęłam na klamkę delikatnie je uchylając.  Wyjrzałam zza nich sprawdzając, czy chłopaka nie ma w pobliżu, kiedy już upewniłam się, że korytarz jest pusty przekroczyłam próg pomieszczenia, delikatne i cicho zamykając drzwi.  Oparłam się o nie, zastanawiając się, co ja takiego wyrabiam, przecież, jeśli brunet mnie znajdzie, może nawet mnie zabić, za moją nieposłuszność. Jednak fakt, że jest szansa, iż mogę się stąd wydostać była zbyt kusząca, aby z niej zrezygnować. Musiałam się upewnić czy dam radę wyrwać się z jego łap o własnych siłach, bez względu na konsekwencje. 
Przemierzałam ciemny korytarz, który nie był oświetlony żadnym światłem, zważywszy na fakt, że nie było tam żadnych okien. Odpuściłam sobie zwiedzanie pomieszczeń chcąc dostać się, do schodów, które prowadziły na parter. Miałam nadzieję, że znajdę tam drzwi wyjściowe.  Szłam wolno dokładnie badając, czy mężczyzna nie znajduje się gdzieś w pobliżu. Czułam jak serce łomocze mi w piersi, obawiając się, że jego głośną prace usłyszy sam porywacz.
Po kilkunastu minutach znalazłam to, czego szukałam, mianowicie drewniane schody, pomalowane ciemną, brązową farbą. Patrzyłam na nie przez kilka minut. Swoim wyglądem wcale nie zapraszały do tego, aby położyć na nich jedną ze swoich stóp, wyglądały raczej tak, jakby pod lekkim ciężarem miałyby zupełnie się zawalić. 
Nie miałam wyjścia, musiałam po nich zejść, bo zaraz naprzeciwko nich znajdowały się drzwi wyjściowe, o charakterystycznym wyglądzie, wyróżniające się spośród innych, które wcześniej mijałam.
Powoli i postawiłam jedna stopę na pierwszym stopniu, usłyszałam ciche skrzypnięcie. Przymknęłam oczy przeklinając je w duchu, po czym rozejrzałam się, czy nikt, nie nadchodzi w moją stronę.  Postawiłam drugą nogę na kolejny stopień, który również wydał z siebie skrzypnięcie, jednak odrobinę głośniejsze niż poprzedni.  Powoli zmierzałam ku drzwiom dokładnie rozważając każdy, nawet najmniejszy ruch.
Odetchnęłam z ulgą, gdy znajdowałam się na samym dole przeklętych schodów, stawiając  swoje stopy na kafelkowej podłodze.
Wysunęłam swoją drobną dłoń kładąc ją na szarej klamce, którą delikatnie nacisnęłam, ciągnąc drzwi ku sobie.  Poczułam, jak kamień spada mi z serca, gdy okazało się, że drzwi są otwarte. Zrobiłam krok do przodu, radując się w duchu, że za kilka sekund ruszę pędem w nieznaną mi stronę czując się zupełnie wolna. Jednak, nim udało mi się opuścić budynek wpadłam w silne ramiona ciemnookiego, czując, jak zaciska je mocno wokół mnie. 
~~**~~

Poważnie, to chyba najgorszy rozdział, jakie mógł powstać i to wcale nie jest kwestia tego,że ja zawsze jestem niezadowolona ze swoich rozdziałów, bez względu na to jak zostały napisane.
Poza tym, jestem okropna publikując rozdział, w celu poinformowania was,że prawdopodobnie za kilka dni blog zostanie zawieszony. 
Jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji, z jednej strony nie mogę wczuć się w to opowiadanie, z drugiej jednak, nie chcę się poddawać. Obiecuję,że poinformuję was o wszystkim, kiedy poukładam sobie to i  owo.
Tymczasem, czekam na wasze oponie ;)


Kar