niedziela, 19 lutego 2012

Rozdział II

   Siedziałam na tylnym siedzeniu volvo wyglądając przez okno ,moim oczom dosłownie na ułamek sekundy ukazywały się wysokie drzewa rosnące na tutejszych terenach. Ciepły wiatr muskał moją twarz delikatnie rozwiewając kruczoczarne włosy, a świeże powietrze wręcz natarczywie dostawało się do moich nozdrzy. W radiu leciał jakiś spokojny, nastrojowy kawałek, który nie specjalnie przykuł moją uwagę. W głowie kłębiło mi się mnóstwo istotniejszych lub mniej istotnych myśli. Cieszyłam się, że wracam do domu... o ile miejsce, do którego zmierzałam mogłam nazwać domem. Moje życie od dłuższego czasu było wywrócone do góry nogami. Po śmierci najlepszego przyjaciela, a zarazem chłopaka wpadłam w depresję, nie pomagał mi dodatkowy przykry fakt, że znajduje się w obcym dla mnie kraju wśród obcych mi ludzi. Teraz jednak widziałam plusy w tej całej pogmatwanej sytuacji, odizolowanie się od dawnego życia pomogło mi nabrać dystansu do tego, co się wydarzyło, ponad to w Ameryce nic nie przypominało mi o Kasjanie, matce, ojcu, który mnie zostawił oraz przyjaciołach, którzy również w pewien sposób zawiedli… Chwilami myślałam, że powinnam być wdzięczna mojej matce, że mnie tutaj wywiozła, dzięki niej zasmakowałam życia, o którym dawniej jedynie marzyłam, bo chyba każdy z nas marzy o zwiedzaniu świata z wielką gwiazdą u boku prawda? Cóż… szkoda jedynie, że nie potrafiłam czerpać z tej przygody żadnych radości.
                                                                      ~~**~~
     Wjechaliśmy na podjazd, na co zareagowałam cichym westchnieniem, byłam odrobinę rozczarowana, że dotarliśmy na miejsce tak szybko, miałam ochotę jeszcze trochę porozmyślać.
- Jesteśmy w domu – usłyszałam głos Scottera, który patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.  Spróbowałam go odwzajemnić jednak marnie mi to wyszło, od dłuższego czasu po prostu nie potrafiłam się uśmiechać. Odpięłam pas i ślamazarnie zaczęłam wychodzić z auta. Otwierając drzwi momentalnie poczułam ciepły wiatr otulający moją skórę, poza tym na zewnątrz było strasznie duszno i koszmarnie gorąco, z trudem mogłam łapać oddech.  Odwróciłam się odrobinę w prawo, abym mogła spojrzeć na dom, w którym prawdopodobnie miałam spędzić resztę swojego życia. Czy mogłam już nazwać go swoim domem? Chyba nie, sercem nadal byłam z Polską tam było moje miejsce, przyjaciele, rodzina, jednym słowem tam było moje życie. Kiedy byłam małą dziewczynką zawsze marzyłam o tym, żeby któregoś dnia zamieszkać Ameryce, ten kraj strasznie mi imponował. Podczas jednego z wakacyjnych spacerów obiecałyśmy sobie z Dallas, że wspólnie się tam przeprowadzimy, ona zostanie wielką projektantką wnętrz i stworzy nam piękny dom, a ja… ja pewnie powiedziałam, że będę super,sławną piosenkarką.  Powinnam uważać, o czym marzę, nigdy nie spodziewałam się, że trafię tu w takich okolicznościach, nawet w najkoszmarniejszych snach nie przyszło mi to do głowy. 
  Scooter zaprowadził mnie do domu otwierając przede mną drzwi. W z związku z tym, że zaraz po moim przyjeździe pojechałam z całą ekipą w trasę jeszcze nigdy nie byłam w jego domu, więc dzisiejszego dnia załapałam się na oprowadzanie po jego małym, ale jakże uroczym mieszkaniu. Na początek pokazał mi kuchnię i salon, następnie przeszliśmy do małej, ale bardzo przytulnej łazienki. Na sam koniec został mój pokój, który był naprawdę niemałym zaskoczeniem. Całe pomieszczenie rozświetlało ogromne okno dające widok praktycznie na całą ulicę, ściany pokrywał jasnoróżowy odcień farby.  Po lewej stronie stało jednoosobowe łóżko z ciemnobrązowymi obramowaniami, obok niego mała komódka w tym samym kolorze. Na wprost łóżka stał brązowy regał z książkami a kilka metrów dalej duża drewniana szafa. Co najlepsze bezpośrednio z pokoju miałam przejście do swojej osobistej łazienki, w której znajdowała się ogromna wanna, śliczny jasnofioletowy zlew wmocowany w szafkę. Tuż nad nimi wisiało chyba największe lustro, jakie kiedykolwiek widziały moje oczy, jednak nie ono najbardziej przykuło moją uwagę, lecz plazma zamontowana na ścianie tak, abym mogła oglądać filmy mocząc się w wannie! Istne marzenie, już, kiedy przekroczyłam prób tego pomieszczenia wiedziałam, że prędko stamtąd nie wyjdę, choć musiałam, bo ktoś przecież musiał rozpakować walizki, które wciąż pozostawały w bagażniku, a gdybym zostawiła tą robotę Scooterowi zajęłoby mu to… hmmm myślę, że na następne święta by skończył zważywszy na fakt,że miałam kilka sporych bagażów. Tak, więc po obejrzeniu całego domu przyszedł czas na przyniesienie walizek. Nie zajęło nam to dużo czasu, zaledwie pól godziny, choć przewidywałam, że nie uwiniemy się do zmroku. Zaraz po uporaniu się z bagażami zjedliśmy szybki obiad, potem zamknęłam się w pokoju chcąc wypakować, choć część swoich ciuchów. Zaczynałam nowe życie… nie wiedziała, czy będzie ono lepsze od poprzedniego, ale byłam pewna, że będzie inne, stałam się inną osobą, nie przypominałam już Destiny sprzed kilku miesięcy.

   Rozpakowując walizki zauważyłam, że brakuje jednego pudła, co najgorsza najważniejszego pudła, bo to właśnie w nim znajdowały się wszystkie moje przelane na papier wspomnienia i emocje. Poczułam zimne poty na całym ciele, kiedy uzmysłowiłam sobie, że mogło pozostać w Polsce. Pośpiesznie zbiegłam po schodach prosząc Scootera o klucze do jego auta, miałam cichą nadzieję, że zagubione pudło spokojnie stoi w bagażniku. Tak też było, odetchnęłam z ulgą widząc, że tam jest, po czym wzięłam je w ręce, odstawiłam na ziemię i zamknęłam bagażnik. Schyliłam się, aby ponownie je podnieść, kiedy zerwał się straszliwy wiatr, zamknęłam oczy czując, że zaczynają straszliwie piec, a kiedy je otworzyłam pudło było otwarte, najwyraźniej za sprawą tego cholernego watrzyska, nim się obejrzałam kilka kartek pofrunęło w górę. Skrzywiłam się zirytowana, zaczęłam je gonić, żeby nie daj Boże ktoś przypadkiem ich nie przeczytał. Udało mi się złapać cztery z nich, natomiast piątą znalazłam w dłoni nieznanego mi bruneta, który uśmiechnął się serdecznie wlepiając we mnie swoje czekoladowe tęczówki, po czym wręczył mi karteczkę, chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale odwróciłam się na pięcie i wróciłam do domu. Miałam nadzieję, że zebrałam wszystkie z papierowych uciekinierek.
   Po powrocie do domu pierwsze, co zrobiłam to napełniłam wannę ciepłą wodą, dolałam do niej kilka olejków, włączyłam telewizor i cieszyłam się chwilą.
   Wieczorem zeszłam na dół, do Scootera. Trochę dziwnie było siedzieć samej w pokoju, podczas, gdy praktycznie całe pięć miesięcy spędziło się w towarzystwie, odzwyczaiłam się od samotności.  Chwilę porozmawialiśmy na mało istotne tematy, zaraz potem zabrałam się za czytanie nowej książki, którą dostałam jeszcze w Polsce, jednak wtedy jakoś nie miałam ochoty na jej czytanie. Sam tytuł do mnie nie przemawiał, brzmiał on „ Uprowadzona”. Nie ciągnęło mnie do rozpoczynania lektury, jednak teraz i tak nie miałam nic ciekawego do roboty.
         * „-Żegnaj Gem – szepnąłeś – Wszystko będzie okej.
Dotknąłeś pierścionka na moim palcu i zacząłeś się odsuwać.
Nie. Pokręciłam głową. Nie!
Złapałam cię udało mi się chwycić twój łokieć. Moje place zacisnęły się na twojej ręce. Ciągnęłam z całą siłą, jaką udało mi się wykrzesać. Ciągnęłam cię do siebie. A ty mi pozwoliłeś. Pochyliłeś się bez oporu. A potem nagle, znalazłeś się tuż obok. Przesunęłam palcami w górę twojego ramienia na nagą pierś, czułam twoje ciepło. Chwyciłam się za kark. Resztkami sił przyciągnęłam twoją twarz do mojej. Moja głowa uniosła się odrobinę z poduszki, do ciebie. Twoja skóra była o centymetry od mojej. Twoje usta były tak blisko. Moje wargi odnalazły twój policzek. Poczułam kurz, sól i pot oraz szorstkość twojej brody. Czułam twój ciepły oddech, zapach kwaśnego eukaliptusa. Twoje wargi były miękkie…”
- Muszę na chwilę wyjść – usłyszałam głos mojego opiekuna, który wkładał na siebie skórzaną kurtkę.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła pierwsza w nocy, podniosłam wzrok i spojrzałam z grymasem na mężczyznę.
- Jest późno, musisz akurat teraz wychodzić? – zapytałam zmartwiona.
Nie lubiłam zostawać sama w domu od momentu, gdy ktoś włamał się do naszego domu, podczas gdy ja smacznie spałam. Do dzisiaj zadaje sobie pytanie, dlaczego włamywacze nic mi nie zrobili.
- Justin miał wypadek, przed chwilą dzwonił muszę sprawdzić, co się dzieje, niedługo wrócę – powiedział szybko i wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi.
- Poczekaj! – krzyknęłam, ale było już za późno, zostałam sama. Westchnęłam zrezygnowana, wolałabym jechać razem z nim niż siedzieć samotnie w pustym domu.
Wzięłam do ręki książkę i powlokłam się na górę. Nie przebierałam się w pidżamę, miałam zamiar jeszcze trochę poczytać, ponieważ lektura wciągnęła mnie jak nigdy. 
   Litery zamazywały mi się przed oczami, poza tym i tak nie mogłam się na nich skupić, bo w głowie kłębiły mi się czarne scenariusze, wiecie, co mam na myśli, jakiś szaleniec z piłą, lub coś w tym guście. Moja wyobraźnia nieźle dawała się we znaki. Postanowiłam, że spróbuję zasnąć, owinęłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Już po kilku sekundach usłyszałam szmery na podwórzu i wyobraźnia po raz kolejny się uruchomiła. Wstałam z łóżka, zamknęła okno i spojrzałam na ulicę rozświetloną blaskiem ulicznych latarni. Uśmiechnęłam się rozbawiona zdając sobie sprawę, co tak mnie przestraszyło, był to czarny kot buszujący w śmietniku. Zrobiłam krok do tyłu i już miałam się odwrócić, gdy ktoś mocno ścisnął mnie w pasie i zasłonił usta dłonią. Nieznajomy wyprowadził mnie na korytarz, gdzie ujrzałam czterech typów w kominiarkach. Serce podskoczyło mi do gardła, czułam jak robi mi się słabo, a nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa.  Dwóch mężczyzn wymieniło między sobą kilka zdań, których nie mogłam wyłapać, mimo iż mówili po angielsku. Z ich zachowania domyśliłam się, że nie spodziewali się nikogo z domowników. Stojąc nieruchomo wpadłam na pewien jakże banalny pomysł, mianowicie ugryzłam swego oprawce z rękę, dzięki czemu wyswobodziłam się z jego stalowego uścisku. Serce waliło mi jak oszalałe, nie wiedziałam, w którą stronę uciekać, a do namysłu miałam tylko kilka sekund. Zrobiłam jedynie krok do przodu chcąc rzucić się biegiem w stronę schodów, kiedy ktoś mocno uderzył mnie w głowie powalając mnie na ziemie. 


* fragment książki "Uprowadzona" Lucy Christopher, świetna lektura, serdecznie polecam ;)
                  
                                                                        ~~**~~

Dzień dobry ;) Na poczatek chciałabym przeprosić tak długą nieobecność, liczę na wybaczenie i rewanżuje się tym oto jak dla mnie dość sporym rozdziałam, z którego ( jak zwykle) nie jestem zbytnio zadowolona, choć może jednak zadowala mnie to co w sobie zawiera, gorzej ze słowami, w które został zaopatrzony. 
Przy okazji informuję,że zupełnie zmienił mi się plan co do tej historii, w zakładce " obsada" zostali dodani nowi bohaterowie ;)

Ps: Świadomie usunęłam pierwszy rozdział, potraktujmy to, jako nowy początek ;)



Kar