D Z I E Ń P I E R W S Z Y
Czułeś kiedyś, że przegrałeś własne życie,
mimo iż wciąż żyjesz? Wiesz, co to znaczy tracić kontrolę nad własnym światem,
nad własnym życiem… nad samym sobą? Nagle okazuje się, że skręciłeś w złą stronę
już wieki temu, ale dopiero teraz spojrzałeś na życie wystarczająco trzeźwym
wzrokiem, aby przekonać się, że ten mały błąd popełniłeś już dawno, dawno temu…
z upływem czasu zaczynasz odczuwać jego
bolesne skutki. I powoli obumierasz, każda twoja tkanka, komórka, narząd.
Tracisz siły nie mogąc utrzymać się na własnych nogach. Zagubiona pośród
huraganu emocji, potoku łez i burzy myśli starasz się podnieść zupełnie nie
zdając sobie sprawy, że brniesz w to jeszcze głębiej. Chwytasz się cieniutkiej niteczki nadziei, że
to minie, że wstaniesz o własnych siłach. Dopiero, gdy ostatnie włókno
cienkiego materiału nie znosi ciężaru, który na nim uczepiłaś ludzie orientują
się, że są świadkiem twojej klęski. Ale wtedy jest już za późno…
Założyłam za
ucho niesforny kosmyk włosów, który nieustannie opadał mi na oczy. Uniosłam do
góry swoje kruche ramiona czując, jak chłodny, wiosenny wiatr otula moją skórę.
Przykryłam się szczelniej fioletowym, grubym kocem, który znalazłam w
salonie. Zmrużyłam na chwilę ciężkie powieki
odchylając głowę do tyłu. Poczułam jak długie włosy opadają mi na plecy gilgocząc
je nieznacznie.
Westchnęłam
cicho prostując się na wiklinowym bujanym fotelu.
Była piąta
nad ranem, a ja siedziałam na tarasie z wielką pasją wpatrując się w gęstą
mgłę, która przysłoniła mi wszystko, co do tej pory zdążyłam polubić w tym
przeklętym miejscu. Musiałam solidnie
wytężyć swój wzrok, aby dostrzec choć czubki drzew znajdujące się kilka metrów
od domu.
Biała maź
zasłoniła mi jedyne piękno związane z tym miejscem… zasłoniła mi naturę.
Uniosłam ręce
rozkładając je na boki , tym samym zrzucając z ramion ciepłe okrycie. Zastygłam
na chwilę w tej samej pozycji, aby w końcu rozprostować swoje plecy i sięgnąć
kruchą dłonią, po niebieski, wysoki kubek, który wypełniała ciepła,
przesłodzona ciecz o malinowym smaku.
Zbliżyłam
naczynie do swoich popękanych ust i upiłam nieznaczny łyk napoju. Momentalnie
poczułam przyjemne ciepło wypełniające moje wnętrze. Oparłam łokieć na krześle i wyciągnęłam się w
stronę szklanego stolika chcąc odłożyć naczynie, które nagle okazało się zbyt
ciężkie, bym mogła utrzymać je w swojej drobnej rączce. Bezsilnie rozłożyłam
palce, której nie były już kurczowo
zaciśnięte na niebieskim szkle. Kubek z głośnym brzękiem upadł na kafelki,
gdzie rozprysnął się na miliony małych kawałeczków pozostawiając swoją
zawartość na posadzce.
Moje kruche
ramiona zadrżały nieznacznie.
Przyklęknęłam, przy rozbitym szkle i z roztargnieniem zaczęłam zbierać
jego połamane kawałki. Rozłożyłam swoją
drobną dłoń rzucając na nią większe odłamki.
Robiłam to tak szybko i niezgrabnie, że w końcu niewielki odłamek szkła
wbił mi się w skórę.
Zaklęłam
głośno czując ciepłą ciecz spływającą ciurkiem po moim palcu. Obejrzałam go dokładnie unosząc powoli dłoń.
Skrzywiłam się zauważając, że szkło wbiło się dość głęboko.
- Pokaż,
pomogę ci – usłyszałam nad sobą głos bruneta, który bezszelestnie wdarł się na
taras, co zupełnie umknęło mojej czujnej uwadze.
Chłopak bez
słowa przysunął do siebie moją dłoń zaciskając palce, na pokaleczonym ostatnio
nadgarstku.
Skrzywiłam
się nieznacznie wyrywając ją pośpiesznie. Brunet podniósł głowę napotykając mój
wzrok.
- Chcę to
tylko obejrzeć – zapewnił spokojnie wyciągając ku mnie rozprostowaną dłoń.
Długo się
wahałam wbijając swój wzrok w jego rękę, której dotyk pozostawił na mojej
skórze piekący ślad.
W końcu
dałam za wygraną i ułożyłam swoją dłoń na jego.
Przyglądał się chwilę niewielkiej ranie, która zdobiła moją skórę. W końcu przycisnął mocno opuszek
mojego palca, co sprawiło, że rana zaczęła krwawić coraz mocniej. Skrzywiłam
się z ból czując, że miejsce, gdzie wbił się odłamek szkła zaczyna pulsować . Zamknęłam
oczy marszcząc nos z niesmakiem. Syknęłam cicho.
- Gotowe – szepnął po chwili puszczając swobodnie moją dłoń
Otworzyłam oczy rzucając mu zaszokowane spojrzenie. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Rzuciłam okiem na
opuszek palca. Odrobinę, jednak nie było w nim niewygodnego odłamka.
Uniosłam głowę czując na nagim ramieniu zimną kroplę deszczu spływającą
teraz wzdłuż mojej ręki.
Wzdrygnęłam się nieznacznie. Podniosłam się z zimnych płytek, chwyciłam
za koc i bez słowa zniknęłam za drzwiami
wchodząc do ciepłego mieszkania.
Rzuciłam przedmiot na sofę, po czym ruszyłam w stronę kuchni, chwilę
penetrowałam jej szafki, aż znalazłam niewielką plastikową szufelkę w morskim
kolorze. Wróciłam na taras, aby
posprzątać, resztki stłuczonego szkła. Chłopak zastygł w dokładnie takiej samej
pozycji, w której zastałam go wcześniej. Wciąż klęczał nad rozbita szklanką.
Przykucnęłam naprzeciwko niego i szybko zmiotłam niewielkie odłamki
zdobiące brązowe kafelki.
- Musisz przemyć ranę wodą utlenioną – szepnął gapiąc się w miejsce,
gdzie sekundę temu leżał stosik szkła. Dopiero po kilku sekundach spojrzał na
mnie pytająco.
- Sama potrafię o siebie zadbać – mruknęłam beznamiętnie otwierając
drzwi balkonowe, chcąc dostać się do wnętrza domu. Nie zdążyłam jednak
przekroczyć progu mieszkania. Brunet bezszelestnym krokiem w mgnieniu oka
znalazł się tuż koło mnie, przyciskając dłonią balkonowe drzwi, tym samym
uniemożliwiając mi dostanie się do mieszkania.
Zdezorientowana uniosłam wzrok napotykając jego tęczówki bijące
nieopisaną wściekłością. Dwa czarne jak węgiel kółeczka przewiercały mnie
wzrokiem powodując nieprzyjemną falę mdłości.
- Odsuń się – warknęłam próbując go przesunąć. Na darmo, chłopak stał,
jak głaz przyrośnięty do ziemi, co wzbudziło we mnie jeszcze większą furię.
Uderzyłam go w ramię wkładając w to całą siłę, na jaką było mnie stać, jednak
brunet sprawiał wrażenie, jakby nie
poczuł nawet niemniejszego dotyku. Po prostu stał świdrując mnie węglanymi
tęczówkami, co denerwowało mnie jeszcze bardziej.
- Nie graj ze mną, nie boję się, nie boję się, słyszysz ? – wrzasnęłam
na całe gardło unosząc głowę.
Dopiero teraz wydał jakieś oznaki życia. Powoli zsunął rękę z
plastikowych drzwi i wysunął ją w moją
stronę, to samo zrobił z drugą. Westchnął cicho i ułożył obie dłonie na moich
ramionach zaciskając na nich swoje palce. Tym razem moje tęczówki zaczęły
błyszczeć ze złości. Syknęłam głośno czując
jak mocno wbija paznokcie w moją skórę.
- Póki tu jesteś masz robić do mówię, rozumiesz ?!To ja dyktuję zasady,
nie ty ! – warknął głośno potrząsając moim drobnym ciałkiem.
Szybko otrząsnęłam się z szoku, wywołanego przez reakcję ciemnookiego.
Zamrugałam kilkakrotnie, mając nadzieję, że moje tęczówki nie przypominają rozmiarami
pięciozłotówek.
Uśmiechnęłam się uroczo mrużąc przy tym oczy. Wspięłam się na palce,
aby dosięgnąć do ucha chłopaka.
- Mówiłeś, że będziesz grzeczny, nie tak zachowują się grzeczni chłopcy – wyszeptałam
wprost do jego ucha, po czym stanęłam na całych stopach . Ponownie spróbowałam
go wyminąć.
Zagrodził mi drogę własnym ciałem, przez co odbiłam się od niego
niczym mała piłka siatkowa.
Zachwiałam się, pewnie wylądowałabym na posadzce, gdyby nie to, że
chłopak na nowo pochwycił moje ramiona w swój żelazny uścisk. Jęknęłam głośno,
tym razem ból przeczył nie tylko ramiona, ale także obiegł moje ręce.
- Przestań ! – wrzasnęłam
próbując się wyrwać
Potrząsnął mną niczym szmacianą lalką.
- Nie Des, to ty przestań ! – powiedział głośno spuszczając nieco z
tonu, uniósł mnie nieznacznie,, mruknął coś pod nosem, po chwili się opamiętał
i postawił mnie na ziemię.
Rozprostował palce uwalniając moje ramiona, zniżył się nieco, aby jego
oczy były na wysokości moich. Nie widziałam w nich wściekłości, teraz gościł w
nich strach…strach przed samym sobą.
– Chcę ci pomóc Des, naprawdę uważasz, że zabrałbym cię stamtąd, jeśli
miałbym zamiar krzywdzić cię tutaj ? Po co ? Powiedz mi jaki miałbym w tym cel
?
Szatyn uniósł mój podbródek zmuszając, abym na niego spojrzała.
Niechętnie uniosłam wzrok powodując, że nasze spojrzenia się spotkały.
Przełknęłam głośno ślinę krzyżując ręce na piersi.
Ramiona mi drżały…. nie z zimna spowodowanym nagłym obniżeniem
temperatury, lecz ze strachu. Ciemnooki spostrzegł, że drżę, choć starałam się
to usilnie ukryć.
Puścił mój podbródek i odsunął się o krok, dzięki czemu odzyskałam
zbezczeszczoną przestrzeń osobistą. Odetchnęłam cicho.
- Przepraszam – mruknął zmieszany wciskając ręce w kieszeń omal ich
przy tym nie dziurawiąc – Masz rację, nie powinnaś mi ufać, ani wierzyć w to co
mówię – przytaknął nieznacznie robiąc mi miejsce, abym weszła do środka.
Przyglądałam mu się przez chwilę. Nasze spojrzenia toczyły ze sobą
zaciekłą walkę, jakby dzięki ich złączeniu uzyskalibyśmy umiejętność czytania we własnych
myślach. Chciałam wiedzieć, o czym teraz myśli.
Zrobiłam niewielki krok w stronę chłopaka, stanęłam na palcach i
musnęłam ustami jego ciepły, a zarazem szorstki policzek.
Głośny grzmot i jasna błyskawica
poprzedziła moje słowa.
- Może najpierw to ty powinieneś sobie zaufać, zapewniam, że ja będę
następna – szepnęłam do jego ucha, zanim zniknęłam we wnętrzu mieszkania.
Ruszyłam na górę chcąc trochę odpocząć.
Był wczesny ranek, krople deszczu powoli zaczynały dudnić w stare
parapety i przeciekające okna. Głośny stukot nie dawał mi zasnąć, okropna
pogoda wdawała się we znaki. W
normalnych okolicznościach uznałabym to za przekleństwo, jednak teraz
było w tym coś magicznego.
~~**~~
Nie znasz samego siebie, nie
wiesz kim jesteś. Twoje życie nie zależy od ciebie… ono zależy od niej.
Człowiek naprawdę potrafi być aż tak głupi ? Kto normalny rzuca się na
kruchą btunetkę, tylko dlatego, że nie chce wody utlenionej ?
Zacisnąłem dłoń na wokół przezroczystej szklanki tak mocno, że kolor moich kostek zrobił się
biały. Nie dbałem o to, że kolejna naczynie znowu zostanie zniszczone.
Głuchy trzask…
Dlaczego to zrobiłem ?
Odłamek szkła zatapia się we
wnętrzu mojej dłoni.
Spłoszyłem ją…
Nie dbam o ból, zaciskam dłoń
jeszcze bardziej pozwalając szkłu wbić się w skórę.
Nie chcę jej ranić…
Ciepła ciecz spływa po moim
nadgarstku. Dopiero teraz uświadamiam sobie, co takiego wyrabiam.
~~**~~
Doskonale pamiętam ten chłodny marcowy dzień, gdy mój ociec wrócił do
domu. Nie był pijany, po prostu czasem tracił nad sobą kontrolę. Wtedy zaczęło
się to zdarzać to coraz częściej. Co dwa tygodnie, co tydzień, do cztery dni,
aż wreszcie codziennie…
Kiedy po pierwszy raz uderzył matkę, obiecałem sobie, że nigdy nie
postąpię w taki sposób z żadną kobietą. Myliłem się…
Wielu twierdzi, że to rodzinne. Niepożądana cecha charakteru, którą
mężczyźni z mojej rodziny za wszelką cenę chcieliby zatuszować, przecież to
hańbi nasze nazwisko…
Uderzyłem otwartą dłonią w stół , po czym zakląłem głośno. Zapomniałem,
że prawda dłoń to ta zabandażowana i skaleczona.
Potarłem zdrową ręką o zewnętrzną część dłoni .
Ataki furii ostatnio zdarzały mi się coraz częściej. Mogłem być głupcem
i zakładać, że jest to spowodowane aktualną, stresującą sytuacją, w której się
znalazłem. Ta wersja pozostawała dla ludzi naiwnych, do których nie należałem.
Prawda natomiast była nieco bardziej przejmująca, bowiem wiedziałem, że z
czasem, przyjdą takie momenty, gdy zupełnie stracę kontrolę nad samym sobą, nie
uspokoję się tak jak dzisiaj, po porostu zacznę wariować aż zrobię komuś
krzywdę, w tym wypadku albo sobie samemu, albo kruchej brunetce.
Wstałem z krzesła , aby znaleźć w szafce paczkę tabletek
uspokajających, zwykle pomagały, choć zawsze robiłem się po nich senny. Wziąłem
jedną popijając ją wodą.
Szybko zmorzył mnie sen, opadłem na sofę okrywając się fioletowym
kocem, który wcześniej służył dziewczynie. Zaciągnąłem się wdychając jego woń. Gruby materiał przesiąkł jej słodkim zapachem
~~**~~
Obudził mnie głośny wrzask dochodzący z górnego pokoju. Zerwałem się na
równe nogi omal nie przewalając przy tym drewnianego, niskiego stolika stojącego
naprzeciwko sofy. Potykając się o własne
nogi, rozdarty między jawą, a snem pognałem na górę obawiając się, że
dziewczynie dzieje się krzywda. Po drodze udało mi się nieco bardziej
rozbudzić, dzięki czemu powoli odzyskiwałem świadomość. „Wszystko przez te cholerne leki, mogłem je
odstawić” – skarciłem się w myśli wpadając z hukiem do małego pomieszczenia, w którym
zamknęła się brunetka.
Moce zderzenie drzwi ze ścianą rozniosło po sobie głuche echo. Mało
brakowało, a kruche drewno rozpadłoby się na pół.
Z roztargnieniem lustrowałem pomieszczenie usilnie szukając w nim
dziewczyny.
W końcu ujrzałem jej drobne ciałko, leżała na dużym dwuosobowym łóżku
rzucając się na nim niczym opętana. Z jej malinowych ust wydobywały się głośne
krzyki, machała głową raz w jedną, raz w drugą stronę swoje dłonie zaciskając
na śnieżnobiałej poszewce kołdry.
W pewnym momencie wrzaski ucichły, jej drobne ciało opadło swobodnie na
miękki materac. Oddychała głęboko szepcząc coś cicho. Kręcone loki opadły na
jej bladą buzię przysłaniając oczy.
Powoli podszedłem do łóżka. Stanąłem nad dziewczyną przez chwile jej
się przyglądając . Teraz marszczyła nieznacznie nosek szepcząc jedno słowo „nie”.
Najprawdopodobniej nawiedził ją zły sen.
Wiedziałem o czym śni, nie musiałem nawet pytać. Nie byłem do końca
przekonany, czy powinienem ją budzić, ale musiałem przerwać jej koszmar.
- Des – szepnąłem cicho, układając dłoń na jej ramieniu chcąc ją
delikatnie potrząsnąć. Jednak nim zdążyłem to zrobić dziewczyna otworzyła oczy.
Jej ogromne źrenice poraziły mnie swym spojrzeniem. Ciemnooka pisnęła
głośno najprawdopodobniej nie wiedząc, czy nadal śni.
W mgnieniu oka zmieniła pozycję na siedzącą i odskoczyła do tyłu
napotykając plecami grubą, ceglaną ścianę.
Skrzywiła się czując ból przeszywający jej plecy, po tym niemiłym
spotkaniu. Otworzyła szeroko oczy i
otworzyła usta próbując złapać oddech. Próba była nieudana, momentalnie kolor
jej skóry zmienił się na ciemny odcień fioletu. Szatynka osunęła się w dół
wpadając wprost w moje ramiona.
Złapałem ją bezsilnie, kiedy jej głowa bezwładnie opadła na moje ramię.
Chwilę potem usłyszałem nad uchem jak po raz kolejny próbuje złapać oddech. Tym
razem się udało.
~~**~~
- Naprawdę zawszę musisz się tak podkradać ? – warknęłam do chłopaka,
stojącego w drzwiach kuchni, skąd niósł ciepłą herbatę.
- Miałem zacząć cię szarpać ? Wtedy umarłabyś na zawał –mruknął z kpiną
w głosie stawiając ciepły kubek na czarnym stoliku – Skąd miałem wiedzieć, że
tak zareagujesz ? - wzruszył ramionami siadając
koło mnie. Zarzucił fioletowy koc na moje kruche ramiona i podał herbatę do
ręki.
- Jeśli ja nie zrobię ci krzywdy sama ją sobie wyrządzić, świadomie,
czy nie, ale jesteś do tego zdolna – dodał po chwili nie patrząc na mnie.
Prychnęłam
- Od kiedy interesuje cię moje życie ?! – warknęłam z pogardą pusząc
się.
- Odkąd zrozumiałem, że nie zasłużyłaś na krzywdę, która cię spotkała –
odparł spokojnie podnosząc głowę, aby na mnie spojrzeć.
Rozchyliłam nieznacznie usta zupełnie zbita z tropu jego słowami.
Szklane naczynie przepełnione ciepłą cieczą drugi raz dzisiejszego dnia
wylądowało na ziemi krusząc się na milion kawałków, tak jak dawniej kruszyło
się moje życie.
~~**~~
Na początek, dziękuję ślicznie Weronice (@lonelycigarette ) za piękny nagłówek, który zdobi mojego bloga.
Malince, która wykonała przecudowny zwiastun już nie składam podziękowań, bo mnie zabije -,-
Korzystając z okazji, chcę jeszcze przekazać,że nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział.
Od piątku rozpoczynam wakacyjne szaleństwo ;)
Postaram się jakoś spiąć i w miarę możliwości napisać coś stosunkowo szybko.
Pozdrawiam serdecznie i życzę cudownych wakacji !
xoxo Kar ;)